Elitarny konkurs

+ 18 comments
Wiem, wiem - miał być w weekend, ale nie wyrobiłem się. Poniedziałek również nie jest złym dniem na konkurs. :)


Zadanie konkursowe jest proste.Wystarczy opisać swój jeden dzień w wojsku, czy to w oddziałach specjalnych czy zwykłej armii. Opowiadanie może zawierać elementy fantasty.

Nagrodą w konkursie jest książka:


Regulamin konkursu:
1. Jedna osoba może wysłać tylko jedno zgłoszenie.
2. Konkurs trwa dwa tygodnie, tj. do 22.07.2013, do godz 23:59.
3. Aby konkurs się odbył, swoje zgłoszenia musi wysłać minimum 7 osób.
4. Jako zwycięzcę wybiorę osobę, która napisze najciekawsze, moim zdaniem, opowiadanie.

18 komentarze:

  1. Zgłoszenia należy umieszczać w komentarzach pod postem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rok 2003,wiosna. Jednostka wojskowa CSMW w Ustce. Dzień jak co dzień.Przynajmniej się tak zapowiadało.Poranne ćwiczenia,śniadanie itp.Potem ćwiczenia na strzelnicy.Rano była informacja o rozpoczęciu działań wojennych wojsk USA w Iraku.Niby nic,nas to nie dotyczyło raczej...
    Strzelaliśmy do tarcz z kałachów na 100 metrów.Byłem dobry,na 10 strzałów zdobywałem 95 punktów. Miałem dostać przepustkę na 5 dni.
    Lecz pewne zdarzenie pokrzyżowało plany.Zdarzenie?Delikatnie powiedziane!!!
    Przez głośniki nadano informację:
    -IRAK UŻYŁ BRONI CHEMICZNEJ I BIOLOGICZNEJ PRZECIWKO ARMII USA! W ODWECIE ZOSTAŁA UŻYTA BROŃ ATOMOWA NA OBIEKTY WOJSKOWE.TYSIĄCE OFIAR PO OBU STRONACH.W STAN WOJNY Z USA WESZŁY ROSJA I CHINY!!!
    Pomyślałem,że to już będzie koniec.III WOJNA ŚWIATOWA-zostało oznajmione.
    BIEGIEM WRACALIŚMY DO JEDNOSTKI.
    Gdy nagle nad naszymi głowami przeleciały rosyjskie myśliwce.
    Po chwili rozpętało się piekło.Rakiety spadały jedna za drugą.Czy tak się działo w całym kraju,na całym świecie?Czy ludzie zwariowali?ARMAGEDON!!!
    Nagle jedna z rakiet wybuchła blisko mnie.Byłem ogłuszony.
    Nagle dobiegł mnie głos mata Sikorskiego:
    WSTAWAJ,KURWA!6 RANO A TY KURWA ŚPISZ!!!
    Otworzyłem oko.Ach to był tylko sen.
    Ale mat dalej wrzeszczał:
    WOJNĘ KURWA MAMY,RUSKIE I CHINOLE ATAKUJĄ,KURWA DO BRONI ŻOŁNIERZU!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szkoda,troszkę się napracowałem by zdobyć książkę a tu widzę nie ma zainteresowania.nie ma szans na wygraną

      Usuń
  3. BUM BUM BUM ! Trzy głośne wybuchu wybudziły mnie z głębokiego snu. Co się dzieje ? - pomyślałem. Byłem totalnie zdezorientowany, nie miałem pojęcia o co chodzi. Popatrzyłem zaspanymi oczami na śpiącego obok kumpla. Hej Rivera co tu się do cholery wyprawia ? - zapytałem. To chyba już się zaczęło - odrzekł. Bez jaj jest 3 w nocy śpimy zaledwie od godziny - odparłem. No wiesz w końcu to początek Hell weeku, nikt nie mówił że będzie łatwo - powiedział niewzruszony Rivera. Nim zdołałem wstać poczułem na twarzy strumień lodowatej wody, to jeden z instruktorów polewał nas wodą. Wstawać do diabła - krzyczał instruktor Mark. Był to jeden z tych instruktorów z którymi nie należy zadzierać. Wraz z Riverą jak najszybciej wybiegliśmy z naszego namiotu wprost na plażę którą spowijał chodny wiatr. Wraz z pozostałymi osiemdziesięcioma kursantami zostaliśmy rzuceni na piasek. Nie wstawać parszywe gnoje do póki wam nie pozwolę - krzyknął jeden z instruktorów. Nie byłem wstanie stwierdzić który dokładnie ponieważ byłem jeszcze na wpół przytomny, a oczy miałem wpatrzone w piasek. Pompki sto na początek - tak brzmiało pierwsze polecenie. Ni było to w sumie takie złe przynajmniej się trochę rozgrzeje. Następnie bieg do przyboju, woda była zimniejsza niż myślałem, czułem jakby tysiące igieł przeszywało moje zmęczone ciało. To było dopiero pierwsze piętnaście minut a czułem że każde kolejne będzie gorsze. Nie pomyliłem się w ogóle, do 6;00 biegaliśmy po plaży jak opętani. Pompki - bieg - przybój. Trzy czynności przez trzy godziny. Wreszcie chwila przerwy, 5 minut aby zwilżyć usta. 7;00 a my znów na plaży wykonując kolejne mordercze ćwiczenia. Tym razem wyciskanie cholersko ciężkiego pniaka nad głową. Moje ramiona płoneły, myślałem że nie wytrzymam ani sekundy dłużej. Daj z siebie wszystko albo odejdź kapralu - krzyczał mi instruktor prosto w twarz. Będzie tylko ciężej ! Przemyśl to czy tego chcesz ! Tym razem dałem radę, ale po opuszczeniu pnia wyrzygałem się prosto pod nogi instruktora Marka. Wiedziałem że nie będzie mi to darowane. Biegiem do przyboju ty kupo gówna. Jak wrócisz masz się wytarzać cały w piasku tak abym nie widział twojego parszywego ryja - tak mniej więcej brzmiał mój rozkaz. Do wieczora wykonaliśmy około pięciu tysięcy pompek tyle samo przysiadów i pewnie z trzy razy więcej brzuszków. Wszystko pięknie, chyba przez całe życie nie przebiegłem tyle kilometrów co dzisiaj na tej plaży. Słońce zachodzi, kończy się ten dzień, ale nie dla nas, nie dla rekrutów na kursie BUD'S. My przez następne sześć dni będziemy dawać na tej plaży z siebie wszystko aby dołączyć do najbardziej elitarnej jednostki wojskowej na świecie. My sponiewierani rekruci, z dnia na dzień jest nas coraz mniej ale cel jest ambitny Dołączyć do ELITY. O czym tak myślisz kapralu ? Zapieprzaj do wody i to w podskokach. Uśmiechnąwszy się do instruktora pobiegłem do przyboju....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zajdelmaciej@interia.pl podaje email w razie czego

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Przez ostatni tydzień nie miałem dostępu do Internetu, więc automatycznie nie mogłem zainteresować się konkursem. Ze względu na małe zainteresowanie przedłużę go o kolejny tydzień od dnia dzisiejszego. Rozsyłajcie linka po znajomych, może ktoś się skusi na książkę. Pozdrawiam. ;)

      Usuń
  5. Czyli jeszcze 5 osób musi wziąć udział ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Postawiłem świeczkę na stoliku, przymknąłem drzwi i zacząłem się rozbierać. Delikatnie rozsunąłem ciepłą, brunatno-karmazynową koszulę, która ściekała płynem tak bardzo pożądanym w obecnym świecie. Bełt wbił mi się przez żywą tkankę w ramię. Zauważyłem, że krew teraz wyciekała nie tyle co strumieniem, co niczym nie zatrzymanym potokiem. ‘’Muszę usunąć rękę’’- pomyślałem. Ktoś wszedł przez drzwi.

    -Chyba kazał ciąć! Tnij! To chyba ścięgna do cholery!
    -John! Obudź się, oberwałeś od Talibów! Co mamy robić? Szlag!
    -Nadal bredzi o jakiś bełtach!

    -Witaj. Widzę, że zamieszki nie ominęły i naszego biednego medyka. Masz karabin?
    Karabin? Co to jest karabin? Król by wiedział…

    -Budź się John! – usłyszałem nagle czyjś głos jakby znikąd - Jaki król?! Jesteś wojskowym lekarzem w Afganistanie!
    -Matko jedyna, co to jest!
    -Nie wiem tnij tę cholerna rękę!
    Burza rozszalała się już na poważnie. Dźwięki na dworze, które nie były grzmotami ,zawodziły jak ranny wilk. Cięli nieumiejętnie brudnym scyzorykiem żywą tkankę.
    - Bierz karabin!
    -Ale co to jest? – spytałem otwierając oczy
    -Karabin? – odparł zdziwiony żołnierz
    -Karabin! Chłopaki przez okno!

    OdpowiedzUsuń
  7. Wokół panowała ciemność i niczym niezmącona cisza. Musieliśmy przemknąć się przez połowę wioski by odbić zakładnika. Był nim agent FBI John Brown. Widocznie odkrył coś poważnego…
    Było nas pięciu. Zatrzymaliśmy się pod ścianą jakiegoś budynku. Do celu pozostało jakieś pięćdziesiąt metrów. Nagle przed nami wyrósł jakiś cień. Wiedzieliśmy, że już za późno na zrobienie czegokolwiek żeby go zabić, ponieważ on już nas zobaczył. Wtedy w powietrzu rozszedł się cichy świst a mężczyzna upadł bezwładnie na ziemię.
    -Uff… - odetchnął dowódca – było blisko.
    - Musicie bardziej uważać – usłyszeliśmy głos naszego snajpera z radia.
    Ruszyliśmy dalej. Teraz od budynku, w którym więziono zakładnika dzieliło nas tylko jakieś 20 metrów wolnej przestrzeni, bez czegokolwiek, za czym można było się schować.
    Czekaliśmy na sygnał od snajpera oznaczający możliwość bezpiecznego przemieszczenia się pod budynek.
    - Czysto – usłyszeliśmy.
    Dowódca uniósł rękę i machnął nią dwa razy na znak, że możemy ruszyć.
    Szybko dotarliśmy do budynku. W środku słychać było jakieś krzyki.
    Cicho weszliśmy przez drzwi do środka. Ujrzeliśmy mały, dość dobrze oświetlony korytarz. Z korytarza przeszliśmy do większego pokoju, w którym było zupełnie ciemno. Podeszliśmy do lekko przymkniętych drzwi, zza których dochodziły krzyki.
    Dowódca skinął na mnie dając mi znak, bym wszedł do środka.
    Ostrożnie otworzyłem drzwi. W środku ujrzałem mężczyznę pochylającego się nad stołem. Trzymał on nóż i szeptał coś niezrozumiałego. Gdy podszedłem bliżej, zauważyłem człowieka leżącego na sole. To musiał być zakładnik.
    Delikatnie wydobyłem nóż z pochwy i ostrożnie zbliżałem się do wroga. Ten skupiony na zakładniku nawet mnie nie zauważył. Gdy byłem wystarczająco blisko szybko przycisnąłem mu usta ręką, a nóż niemalże w tej samej chwili wbiłem prosto w serce. Ostrożnie położyłem ciało na podłodze i zająłem się więźniem.
    Bezpiecznie udało nam się przejść przez całą wioskę. Została jeszcze dość płytka, lecz szeroka rzeka, gdy nagle za plecami usłyszeliśmy krzyk, który nagle ucichł. Odwróciliśmy się. Człowiek, który krzyczał, trafiony przez snajpera z głośnym pluskiem spadł z pomostu do rzeki.
    - Biegiem do… - krzyknął dowódca, lecz dalszy ciąg jego wypowiedzi zagłuszył głośny dźwięk alarmu i huk wystrzałów z karabinów.
    Zerwaliśmy się do ucieczki. Do granicy, gdzie zaczynał się gęsty las było niedaleko. Udało mi się wybiec z rzeki. Nagle poczułem ostry ból w ramieniu.
    Gdy otworzyłem oczy było już cicho i spokojnie. Obudziłem się w wojskowym szpitalu…

    OdpowiedzUsuń
  8. Był bardzo zimny ranek. Gdy wsiadaliśmy do CG-3A każdy z nas był pełen nadzieji w powodzenie naszej akcji. Henry,George,Cris,kpr.Johnson i kpt.Roberts i ja siedzieliśmy w skupieniu myśląc o naszych żonach. Tylko Harry trzymał w ręku krzyż i modlił sie. Ok 8.45 tuż po odczepieniu od holownika pilot krzyknął że już zbliżamy sie do strefy lądowania. Nie zdążył dokończyć zdania gdyż trafiliśmy pod silny ogień altylerii plot. Nasze manewrowanie na zbyt wiele się nie zdało... Oberwaliśmy tak że oderwało się 1,5m lewego skrzydła! Każdy trzymał się czegokolwiek co mogło choć trochę mu pomóc przy uderzeniu. Całe szczęście że Baker zdążył ustawić samolot niemal poziomo do gruntu,co dało bardzo twarde choć w miare bezpieczne lądowanie. Kapitan krzyknął czy wszyscy są cali. Na szczęście wszyscy przeżyli... Po przejsciu do kokpitu znaleźliśmy zmasakrowane ciała pilotów. Mieli wszedzie powbijane szkło a Gaster miał w klatkę piersiową wbity kawałek steru. George który miał radiostacje zaklął siarczyście po czym rzucił zepsutym radiem w ścianę samolotu. "No to pięknie..."-powiedziałem i zaraz wyszedłem na zewnątrz. Okazało się że rozbiliśmy się tylko kilometr od strefy lądowania więc szybko zwineliśmy sprzęt i ruszyliśmy w droge. Okazało się że inni nie mieli tyle szczęścia co my. Po drodze znaleźliśmy jeszcze 3 rozbite szybowce i dołączyło do nas 7-miu ludzi. Reszta zginęła. O dziwo przez najblizsze 2 godziny nie napotkaliśmy szkopów co znacznie ułatwiało dojscie do Wesel'a. Ok 12.15 zobaczyliśmy zwłoki naszych z 101 PD. Jeden z nich jeszcze żył i ostatnim tchnieniem powiedział że niemcy są 0.5km stąd i mają wsparcie pancerne. Kapitan kazał zebrac broń,amunicję i hełmy od poległych a później ich pochować. Zebralismy wtedy 3 Bazooki,7 Bren'ów,4 BAR'y ok 30-ści Thompsonów oraz 25 karabinów M1 Garand. Po wykonaniu tych czynności mielismy pół godziny na odpoczynek. To i tak dużo ze względu na fakt że o 15.00 mielismy nawiazać łączność radiową a że radiostacjia się schrzaniła a żadnej we wrakach nie znaleźliśmy mieliśmy duży problem. Wtem usłyszeliśmy warkot silnika. Szyko schowaliśmy się natomiast ja wycięgnąłem Thompsona i byłem gotowy do osłaniania kumpli. Patrol szkopów minął nas a my odetchnęliśmy z ulgą po tak bliskim spotkaniu z niemcami

    OdpowiedzUsuń
  9. Przygotowywaliśmy uderzenie od dwóch dni. Chodziliśmy na zwiad i wysyłaliśmy meldunki do naszych. Mieliśmy szczęście że jeszcze nie zaczęli nas namierzać. Zapewne zaniepokoił ich fakt że stracili tyle sprzętu i ludzi więc należało zachować czujność. Może się nas obawiali, może czekali na posiłki jedno jest pewne: niedobrze,niedobrze i jeszcze raz niedobrze... Jak nas w końcu zaatakują to nas zdmuchną z powierzchni ziemi, no chyba że dostaniemy w końcu te czołgi które nam obiecali. Musimy zająć budynki po obu stronach ulic gdyż jak nadjadą nasze czołgi to mogą zostać szybko zniszczone przez wroga. Tuż przed 21.00 otrzymaliśmy meldunek o przybyciu siedmiu czołgów. "Bardzo dobrze" - krzyknął kapitan po czym powitaliśmy załogi czołgów z ogromnym entuzjazmem. Mogliśmy w końcu zacząć uderzenie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurde... jak na złość 6 prac... Rozumiem że konkurs anulowany?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczekam do środy z rozstrzygnięciem konkursy, ale to już ostateczny termin.

      Usuń
  11. 5:42 - Dotarliśmy pod miasteczko Varnen miałem dziwne uczucie że będą problemy. Nie wiem czy był to szósty zmysł czy Boża opatrzność, ale powiedziałem byśmy mieli oczy szeroko otwarte.

    6:02 - Okazało się że nie byliśmy tu jedynymi Amerykanami... Gdy spotkaliśmy w jednym z domów sierżanta z 82-iej wiedzieliśmy, że możemy mieć szanse w walce z wrogimi jednostkami...

    8:00 - Ruszyliśmy. Szliśmy pomiędzy budynkami by być jednocześnie blisko i bezpiecznie od stanowisk wroga. Nas było 32, więc coś tam mogliśmy zrobić. Tych z 82-iej było około 40 lecz byli rozsiani po 4 ulicach. Nie mogli się ruszyć, ponieważ wokół roiło się od snajperów. Wiedzieli gdzie są, lecz nie mogli ich zaatakować ze względu na ich ilość. Było ich pięciu a że widzieli każdy ich ruch nie mogli nic zrobić.

    Około 8:30 - Sierżant dał nam "mapkę" z zaznaczonymi pozycjami snajperów. Mieliśmy ich wyeliminować cicho i w miarę możliwości jak najszybciej.

    Około 14:00 - Skradanie się i eliminacja strzelców zajęła nam prawie 5 godzin. Nie udało nam się zrobić tego szybko, ponieważ co chwila musieliśmy się kryć przed konwojami przejeżdżającymi po ulicach. Na szczęście poszło dość gładko i nikt nie doznał nawet najmniejszych obrażeń.

    14:28 - Dotarliśmy w wyznaczone miejsce. Mieliśmy podłożyć ładunki pod dość duży budynek leżący na obrzeżach miasta. Niestety nawet my nie wiemy, co wysadzamy. Taka praca.

    18:43 - Dotarliśmy do naszego śmigłowca. Niestety w przeprawie powrotnej natknęliśmy się na mały patrol. Szczęście w nieszczęściu, że był on tak daleko od miasta, że nikt nie słyszał naszej potyczki a co się z tym wiąże nikt nie mógł im przyjść z pomocą. Wyeliminowaliśmy ich dość szybko, lecz jeden z naszych odniósł poważne rany. Ale najważniejsze jest to, że już jesteśmy bezpieczni i że wracamy do domu…

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy beda wyniki :D bo beda tak? ;)

    OdpowiedzUsuń